Rozdział I

          Puchaty Liść, jak co wieczór, siedziała nad brzegiem jeziora, nieopodal wyspy, na której każdej pełni księżyca pięć klanów urządzało zgromadzenia, podczas których trwał rozejm między klanami. To był udany dzień - złapała wiele ryb dla Klanu Rzeki, kolejny raz „uratowała” Brunatka - kociaka z jej klanu - który wpadł do kałuży i myślał, że tonie (Powinieneś nauczyć się pływać! Przecież jesteś kotem z Klanu Rzeki - powtarzała mu zawsze Puchaty Liść.), przegoniła z terytorium Klanu Rzeki ucznia Klanu Wiatru, który albo szpiegował, albo, tak jak mówił, zabłądził. Słońce powoli chowało się za horyzontem, ozdabiając powierzchnię jeziora złocistym blaskiem. Dwie sowy, siedzące na jednym z drzew na terenie Klanu Cienia, toczyły zaciekłą bitwę, prawdopodobnie o mysz, która leżała martwa na gałęzi.

         Szaro-białej kotce zaschło w gardle. Uznała, że się napije i wróci do obozu - robiło się już chłodno. Lecz gdy spojrzała na taflę wody, zamiast swojego odbicia ujrzała innego kota - kocura, z wyglądu bardzo do niej podobnego: niebieskookiego, jasnoszarego w białe łaty, lecz znacznie od niej chudszego. Kotka potrząsnęła głową, myśląc, że to złudzenie. Spojrzała ponownie, jednak kocur nadal tam był. Dopiero po chwili obcy kot zniknął, a na jego miejscu pojawiło się odbicie Puchatego Liścia.
         Zdezorientowana kotka patrzyła jeszcze przez moment na swoją sylwetkę, odbijającą się w wodzie, po czym wstała i ruszyła w kierunku obozu z kłębiącymi się w jej głowie myślami.
         Przed wejściem zauważyła Brunatka siedzącego przed kałużą. Wyglądało na to, że zamierzał zamoczyć w niej łapkę.
         - Brunatku! – zawołała, po czym dodała z rozbawieniem – Nie każ mi znowu cię ratować.
         - Ja tylko patrzyłem! – usprawiedliwił się kociak.
         - Żeby nie było, że cię nie ostrzegałam – powiedziała Puchaty Liść, z zamiarem wejścia do obozu, jednak się zatrzymała. – Nie powinieneś przypadkiem być teraz w obozie? Wiesz, że kociakom nie wolno wychodzić. Chodź, Rudy Świt na pewno cię szuka.
         Wszedłszy do obozu zobaczyła zatroskaną Rudy Świt, pytającą o coś Krótki Pysk. Kiedy tylko ujrzała swojego kociaka, od razu do niego podbiegła.
         - Brunatku! Wszędzie cię szukałam! Dlaczego wyszedłeś z obozu? Przecież wiesz, że nie powinieneś!
         Złocistoruda kotka jeszcze coś mówiła, ale Puchaty Liść już nie słuchała, ponieważ szukała Łaciatego Nieba, swojej przyjaciółki. Ujrzała ją przy legowisku wojowników, wpatrującą się z zazdrością w uczennicę medyka, Śliwkowy Wzrok, która wyszła z legowiska medyka po dwie ryby – dla siebie i Hebanowego Gąszczu, medyka Klanu Rzeki. Łaciata kotka marzyła o zostaniu medykiem, jednak kiedy była uczennicą, miejsce ucznia medyka było już zajęte przez Śliwkowy Wzrok, wtedy jeszcze Śliwkową Łapę.
         Puchaty Liść podeszła do przyjaciółki z zamiarem opowiedzenia jej o tajemniczym kocie.
         - Łaciate Niebo!
         Biało-czarna kotka spojrzała na nią.
         - Puchaty Liściu, wreszcie wróciłaś! – ucieszyła się Łaciate Niebo.
         - Posłuchaj, wydarzyło się coś dziwnego i uznałam, że powinnam ci o tym powiedzieć.
        - Zamieniam się w słuch.
        - Gdy siedziałam nad jeziorem, zamiast swojego odbicia w pewnym momencie zobaczyłam obcego kota. Był do mnie bardzo podobny, ale wyraźnie było widać, że to nie ja.
         Łaciate Niebo patrzyła na przyjaciółkę tak, jakby wyrosły jej królicze uszy. Po chwili rzekła:
         - To brzmi jak znak od Klanu Gwiazdy.
         - Jesteś pewna?
         - A czyim marzeniem jest bycie medykiem? – odpowiedziała łaciata kotka pytaniem na pytanie. – Oczywiście, że jestem pewna. Chociaż zazdroszczę Śliwkowemu Wzrokowi, to jednak jest moją przyjaciółką. Zanim otrzymała swoje imię medyka, pomagałam jej nauczyć się, do czego służą różne rośliny (przy okazji sama się tego nauczyłam), a ona w zamian za to zdradziła mi, jak rozpoznawać znaki od naszych wojowniczych przodków. A obcy kot w wodzie może oznaczać dwie rzeczy: albo jest to wiadomość od Klanu Gwiazdy, albo ta ryba, którą zjadłaś po południu, była nieświeża.
         - Oczywiście, że była świeża, mysi móżdżku – Puchaty Liść trzepnęła przyjaciółkę żartobliwie w ucho. – Ale… Ja nie jestem medykiem ani przywódcą. Zwykli wojownicy nie dostają znaków.
         - No chyba że zostają wybrani – uśmiechnęła się Łaciate Niebo. – Chodźmy spać, już późno. Jutro pomyślimy, co dalej.
         Kotka odwróciła się i weszła do legowiska wojowników. Puchaty Liść podążyła jej śladem, położyła się na swoim posłaniu i zamknęła oczy, mając nadzieję, że jutro rozwiąże zagadkę tajemniczego szaro-białego kota.

Komentarze